Troszkę mnie nie było, a wszystko za sprawą nieoczekiwanego telefonu, który zadzwonił bladym świtem, ugotowałam rodzinie tylko obiad i o 8.30 byłam już gotowa do wyjazdu na parę dni ,na grzyby. Dzieci trochę oburzone były bo jakże to tak…wstają rano, a tu kartka ,że matka wyjechała, tak się ponoć nie robi:). Paszę rodzinie zostawiłam, więc specjalnego problemu nie widziałam, ostatecznie takie małe już nie są! Wróciłam- żyją- znaczy się niekiedy tak można najwyraźniej:)
Uwielbiam oczywiście kolor brązowy i jego wszystkie odcienie, aczkolwiek staram się tak raczej nie ubierać, choć przyznam ,że niekiedy trudno mi się oprzeć. Nie jest mi ładnie w brązach. Jestem śniada, mam ciemne włosy, ciemne oczy, ciemną karnację i po prostu zlewam się z brązem w jedną całość, nawet kleszcze , które wszyscy mieli na wakacjach, mnie omijają szerokim łukiem- widocznie za bardzo kolorystycznie przypominam drzewo:) Zresztą co ja się będę o kolorach tutaj rozwodzić, generalnie chodzi o moje przecudne, wymarzone, nowe kaloszki:))) Że mam świra na punkcie butów, to już pisałam, kocham szpilki i tych, chyba ze względu na wykonywaną pracę mam najwięcej, ale uwielbiam również wsiowo- butowy niezbędnik kobiety wiejskiej, czyli kalosze i obowiązkowo buty całoroczne, dobre na deszcz, śnieg i upały- chodaki:) Do kaloszy dokupiłam ocieplacze, tak więc myślę,że i w zimę będą moimi ulubionymi butkami na wioskę:)
No to jak się już butkami pochwaliłam, to teraz czas na grzybki:)
Ogólnie…nędznie było, pogoda brzydka, a grzybów ilości umiarkowane. Chyba tam gdzie jeżdżę, dopiero niedługo się zaczną, bo podgrzybki były malusieńkie. Po zrobieniu, wyszło mi zaledwie pięć słoiczków, no i trochę suszonych, głównie prawdziwków..te za to były odpowiedniej wielkości:) Wieczorami, po rozpaleniu w kominku unosił się cudowny zapach…kocham te moje jesienne wypady na działkę.
I jeszcze ptaszek brązowy i podkowy, które w końcu doczekały się powrotu do domu:)
Było w brązach, teraz za to będzie w fioletach:) Oprócz grzybów,mój kosz zawsze ugina się pod ciężarem leśnych “ śmieci”, zbieram wszystko…listki, patyczki, mchy, wrzosy:) W sumie nawet jak nie ma grzybów , to i tak z żadnej wyprawy do lasu, nie wychodzę z pustym koszem.
Po powrocie do domu czekał na mnie prezencik od
Asicy:) , która tworzy niesamowite rzeczy. Kochana…dziękuję Ci serdecznie, tym bardziej, że scrap, jest mi zupełnie obcy i nieznany:)
Długo dzisiaj będzie:)To takie sprawozdanie i …nie wiem czy przypadkiem nie pożegnanie:( Mój komputer wyzionął ducha, swoje ostatnie tchnienie wydał jak wyjechałam, wracam…chce zajrzeć…a tu nic…ciemny ekran:( Wczoraj wieczorem, aż się ze złości i żalu popłakałam…Synusia mi wcięło!!!! Misiek powiedział,że zniknęła całkowicie partycja C i moje wszystkie zdjęcia. Siedział po nocy i jakoś reanimował, to chyba już zabytkowe ścierwo, udało mu się odzyskać większość zdjęć, więc jestem w siódmym niebie- JEST SYNUŚ- a to najważniejsze. Dzisiaj mam wszystko przekopiować na jakiś inny dysk, nawet nie mogłam nagrać wcześniej zdjęć na płytę, bo nagrywarkę tez szlag trafił juz dawno… w ogóle to on się strasznie sypie, już od jakiegoś czasu, a co tu dużo gadać…nie stać mnie teraz na nowy, więc jak Miśkowi nie uda się jeszcze raz przywrócić mu świetności, to zniknę z wirtualnej przestrzeni:( Na szczęście będę mogła zaglądać do Was, ale o pisaniu postów, to trzeba będzie zapomnieć:(
To jeszcze na zakończenie przekopiuję kawałek postu, który zaczęłam pisać przed wyjazdem, jak odwiedził nas przyjaciel Magdy ze swoim kotkiem:)
Przez nasz dom od samego początku przewijały sie tłumy ludzi i nie ukrywam, że głównie dzieci:) Cały czas ktoś wchodził, wychodził, co chwila słyszeliśmy” dzień dobry mamo, dzień dobry tato”:)) Nocują, siedzą w kuchni, salonie, okupują łazienki…dzisiaj to już w większości młodzi ludzie. Niektórzy się wyprowadzili, niektórzy już nie przychodzą, ale są i tacy, którzy przychodzić już będą chyba zawsze:) Madzia ma w sumie niewielkie grono znajomych, za to tych samych od lat, dzieci jakby prawie moje własne, więc z okazji dnia matki dostaję całkiem sporo życzeń:) Nurka, kocha wszystkich i jakoś nie potrafi ograniczyć się do paru znajomych, więc tutaj różnorodność jest zdecydowanie większa, a i ilość średnio dwudziestu paru sztuk latających po domu czasami bywa męcząca, za to nocuje już tylko połowa z nich…znaczy się dziewczynki same, wtedy dmuchamy materace i po salonie nie ma już gdzie chodzić, bo wszędzie pod nogami pętają się małe , nienażarte potworki:).Chłopcy nie bardzo rozumieją dlaczego każę im wracać na noc do domu i przysięgają, że będą grzeczni…ba… Nurka też nie rozumie, bo przecież u Magdy przyjaciel czasami nocuje… i jeśli istnieje przyjaźń damsko- męska , to właśnie moja córka ma takiego prawdziwego przyjaciela:) Przyjaciel od pewnego czasu mieszkanie posiada w stolicy ( to ten, któremu meble przyczepą przewoziłam:), ale kota ma wsiowego, wziął go od takich hmm….nie obrażając nikogo, rodzimych mieszkańców naszej wioski, tych co to ich w monopolu spotykam, chodząc po pieczywo. Zenek się nazywa i niesamowicie przypomina… żbika, które u nas po puszczy pomykają . Wzmianka o poprzednich właścicielach Zenka, była celowa…otóż po nich można się wszystkiego spodziewać, a Zenek rośnie niesamowicie, futerko ma długie i bardzo puszyste, że o ogonie nie wspomnę, a do tego wyrastają mu “pędzelki”, co prawda nie na uszach, a w ich głębi…ale kotu,który jest krzyżówką żbika i kota domowego, to pędzelki mogą chyba rosnąć w innym miejscu trochę:)))
W rzeczywistości Zenek nie jest wcale groźny, to jeszcze mała kocia pierdoła, a na zdjęciach powyżej po prostu ziewał:)
Jako,że przyjaciel czasami u nas nocuje, więc Zenka też trzeba było zaprzyjaźnić z…Rysią…Zenek do Rysi miłością zapałał od pierwszego wejrzenia:)) Łapką ją szturchał, po główce całował…Ryśka…prawdziwa kokietka, syczała, prychała…ale nie odchodziła. noc spędzili razem…znaczy się trudna miłość będzie:)
I tym akcentem chciałam się z Wami pożegnać, mam nadzieję,że nie na zawsze, ale jeśli nie pokażę się do poniedziałku, to znaczy,że na dobre zniknęłam z wirtualnego świata. Dziękuję więc, tak na wszelki wypadek, Wszystkim przemiłym osobom, które cierpliwie tutaj zaglądały, często zostawiając po sobie miłe słowa:) , dziękuję Wszystkim, którzy się ujawniali i tym którzy tak tłumnie, po cichutko odwiedzali mojego bloga. Dziekuję,że byliście ze mną tyle czasu:)
Trzymajcie kciuki:) Pozdrawiam Wszystkich cieplutko i życzę wygranych w candy, bo widziałam,że cudowności są…ja już niestety nie zdążę.